Zapewne niejedna osoba czytając sam tytuł tej refleksji będzie mieć mieszane uczucia. Czy rzeczywiście tak w życiu jest, że im więcej okażemy komuś życzliwości, tym więcej otrzymamy niewdzięczności? Z punktu zdroworozsądkowego myślenia, zresztą nie tylko, ale choćby z samego człowieczeństwa, a tym bardziej z punktu naszej wiary, winno być zupełnie inaczej. Czytamy w Ewangelii św. Łukasza, jak to „Jezus idąc do Jeruzalem uzdrowił dziesięciu trędowatych mężczyzn. Tylko jeden z nich, widząc, że został uzdrowiony, wrócił, głośno chwaląc Boga. Upadł na twarz do Jego stóp i dziękował Mu. Był to Samarytanin. Jezus wówczas zapytał: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? I nie znalazł się nikt, kto by wrócił oddać chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?”. A zatem może to jakaś norma i to nie tylko współczesnych czasów, ale ludzkiej przewrotności?
Możemy więc pytać: skąd i dlaczego takie ludzkie zachowania? Z czego one wynikają? Czy nasza pamięć jest tak krótka? Otóż przed kilkoma dniami spotkałem podczas jednego z sympozjów naukowych zacnego, już emerytowanego profesora z jednej polskich uczelni. Człowiek doświadczony życiem, naukowiec, który wypromował niemal 30 doktorów, wielu wprowadził w obszary kariery naukowej, zawodowej, wielu okazał ogrom ludzkiej pomocy i życzliwości. Dziś z tej grupy wiele osób piastuje znaczące urzędy, stanowiska, funkcje. Kiedy rozmowa potoczyła się właśnie w kierunku owych „uzdrowionych” rzekł: „Proszę Księdza, przeżywszy ponad 70 lat muszę przyznać, że jedynie 3 z nich do dziś pamięta, wielokrotnie pyta: w czym może mi pomóc, jak się odwdzięczyć? Wielu z nich nawet podczas zwykłych ludzkich spotkań nie wyraża zachowań, iż kiedyś żeśmy się znali”. Wsłuchany w to jakże przykre, bolesne wyznanie, czułem smak goryczy w głosie mojego rozmówcy, postawiłem Profesorowi zadać pytanie: „Panie Profesorze, przeżył Pan trochę czasu, doświadczył wielu zdarzeń, proszę zatem powiedzieć, z czego wynika taka postawa ludzkiej niewdzięczności?. Dodałem, czyżby wciąż zdarzenie ewangeliczne o jednym wdzięcznym samarytaninie było aktualne?”.
Pan Profesor spojrzał mi głęboko w oczy, głęboko odetchnął, lekko się uśmiechnął, kilkakrotnie skinął głową, wykonał pewien gest zdziwienia rękami i powiedział: „Proszę Księdza, tak to jest, że mamy trzy kategorie ludzi. Pierwsza kategoria to ci, którzy jak samarytanin będą nie tylko pamiętać o życzliwości, o tym, co otrzymali dzięki nam, ale na nich zawsze można liczyć. Oni mają poczucie nie tylko zwykłej ludzkiej wdzięczności, ale mają poczucie wielkiego szacunku, otwartości, by jeśli nadarzy się potrzeba spłacać ów dług, bo tak im dyktuje serce i sumienie. Ci, noszą w sobie ogromne poczucie wartości, świadomości, czym jest otrzymane dobro. Takich niewielu spotkamy, ale tacy też są. Na takich Ksiądz i każdy z nas może liczyć”. I dodał „Pewno dziś, proporcja tych, którzy mają poczucie wdzięczności jest o wiele mniejsza, w stosunku do tamtego zdarzenia ewangelicznego. Ale jeśli znajdzie się taka osoba, niech Ksiądz mi wierzy, że to człowiek zwykle bardzo skromny, pokorny, uczciwy, co nie oznacza, że ma mniejszą wartość od pozostałych. Wręcz przeciwnie. Takich też spotkałem w życiu. Ilekroć wiedzą, że znajduję się w jakiejś potrzebie - proszę mi wierzyć – są obok mnie. I mimo, że dwóch z nich mieszka za granicą, ale gdy coś się działo w moim życiu, wsiadali do samolotu by przy mnie być. To ludzie wielkiego formatu, to ludzie z dużej litery. I proszę pamiętać, że tacy żyją – choć ich jest niewielu”.
Gdy patrzyłem na twarz i oczy Pana Profesora, zauważyłem łzy. Ale czułem, że są to łzy radości, są to łzy wzruszenia na myśl o tych niewielu, którzy trwają na posterunku wdzięczności, życzliwości, pamięci i gotowi są zawsze stanąć obok osoby, która im pomogła wejść w życie. A kiedy skończył Pan Profesor wywód na temat owych trzech wdzięczników, ponownie spojrzał mi w oczy, bardziej ze smutkiem. I zaczął: „Jest także druga grupa ludzi, którzy otrzymawszy pomoc, doświadczywszy naszego dobra – owszem pamiętają – lecz nie chcą dopuścić do swej pełnej świadomości, że to co otrzymali jest darem serca innych. Ci, tworzą hermetyczną otokę w sobie w poczuciu, że to, co osiągnęli to wyłącznie ich zasługa. I żeby w tym się utwierdzić, budują relacje zapomnienia, a często nienawiści wobec tej osoby, która stanęła na ich drodze życia i dała im wiele. Ci wszystko czynią, aby siebie i innych przekonać, że to oni stali darczyńcami tego co posiadają. Chora ambicja, niekompetentność, brak profesjonalizmu, prowadzą ich do poczucia braku wartości. I dla ratowania owego prestiżu, lepszego samopoczucia podejmują często wrogie działania prowadzące do niszczenia właśnie tych, którym wiele zawdzięczają. Oczywiście nie można na nich liczyć. Przypomnienie im o czymś, co otrzymali o innych, wzbudza w nich złość, poczucie pewnej krzywdy. Tacy nigdy nie staną obok nas, nawet, gdy z postawy czysto ludzkiej winni zachować się jak człowiek. Wśród wspomnianej grupy tych jest niemal połowa osób”. Gdy Pan Profesor prowadził ten wywód, zauważyłem, że jego wzrok utkwiony był w jedno miejsce, w jakiś punkt i nie często przymykał powieki oczu. W głębokiej zadumie i wielkiej powadze wypowiadał te słowa.
A kiedy skończył tę część wypowiedzi, oderwał swój wzrok od punktu utkwienia wzroku, ponownie spojrzał na mnie, głęboko westchnął, dłońmi na chwilę lekko przykrył swoją twarz, wyciągnął chusteczkę i wytarł błyszczące oczy w których pojawiły się łzy. Nastała chwila ciszy, po której Pan Profesor powiedział: „Przepraszam, proszę Księdza, że lekko się wzruszyłem. Przyszły mi w tej chwili pewne zdarzenia, o których nie chciałbym szczegółowo wspominać. Ilekroć pojawiają się one w mojej pamięci, czuję dyskomfort a nawet jest mi przykro. Ale takie jest życie”. Aby nie wprowadzać klimatu przygnębienia, poprosiłem Pana Profesora, by jedynie zasygnalizował charakterystykę owej trzeciej grupy osób. Widziałem, że ta część wypowiedzi stanowiła największą trudność. Pan Profesor założył ręce niemal krzyżując na piersi, po czym jedną z nich ujął dolną część twarzy i zaczął kontynuować. „Proszę Księdza, trzecia grupa, to grupa dość liczna. Stanowią ją ci, którzy pewno nigdy nie dopuścili do siebie, do swej świadomości, że cokolwiek otrzymali od innych. Ci uważają – pewno tak jest w ich życiu zawsze – że to, co otrzymali, to otrzymali bo im się to należy. Jestem absolutnie przekonany, że ci, nigdy nie dopuścili do siebie myśli, że cokolwiek, co osiągnęli jest zasługą innych. Ci są najbardziej groźni, zawzięci, zadęci, zawistni, zazdrośni. Są to osoby, które są gotowe zniszczyć drugiego człowieka właśnie dlatego, że im ta osoba pomogła, że z ludzkiego punktu widzenia, tym osobom wiele zawdzięczają. To osoby, dla których kariera, pęd za dobrami materialnymi, stanowi główny cel życia. To ludzie bez skrupułów, gotowi na wszelkie działania, donosy, by tylko zniszczyć, upokorzyć, usunąć ze swego życia tę „przeszkodę”. Tacy określani są mianem sprzedawczyków, zdrajców, ludzi chwiejnych postaw, ludzie bez jakichkolwiek ludzkich a tym bardziej chrześcijańskich postaw. Niestety, od takich należy być z daleka. Takich należy zostawić bo to ludzie chwiejni, nieobliczalni. To osoby, które – jeśli by zaistniała potrzeba liczenia na ich pomoc – staną po drugim brzegu po to, by dołożyć cierpienia, udręki, upokorzenia. I proszę mi wybaczyć, ale takich osób mamy wokół siebie coraz więcej. To pseudoprzyjaciele, to „wilki w owczej skórze”, to osoby bezwzględne dla własnej kariery”.
Po tym bolesnym wywodzie, Pan Profesor poprosił o krótki „oddech”. Ponownie wyjął chusteczkę otarł oczy, rozejrzał się wkoło i zapytał: „Czy możemy przejść się chwilę?”. Ruszyliśmy na mały spacer. Widząc, ile kosztował Pana Profesora ten wywód, zaproponowałem, abyśmy na chwilę powrócili do tematu konferencji. Uznałem, że to będzie z korzyścią dla zdrowia Pana Profesora. Po kilku minutach, Pan Profesor zaczął nabierać sił i powrócił normalny oddech. Czułem, jak wiele kosztowało go to świadectwo z jego bogatego życia – nie koniecznie w wartości pozytywne. Po kilku rundkach spaceru, ponownie zatrzymaliśmy się i dodał: „Proszę Księdza, proszę się nigdy nie zrażać ludźmi, którzy nigdy nie okażą żadnej takiej ludzkiej wdzięczności. Warto nieść pomoc, warto pomagać, warto dla drugich żyć. Musimy pamiętać, że poczucie wdzięczności jest dla wielu ciężarem, który znieść mogą tylko silne charaktery. Dla nas wierzących, nie jest to wielki problem, chociaż to boli, ale dla niewierzącego w Boga jest to wielki problem. Są takie chwile w życiu każdego człowieka, od których nawet pamięć ucieka. Lecz są też chwile, dla których trwania, warto poświęcić wieki czekania. Dla mnie sam fakt, że coś dobrego uczyniłem jest już wdzięcznością. Bardzo często zapominamy o osobie, z którą się śmialiśmy, ale nigdy nie zapominamy o osobie tej, z którą płakaliśmy. Niewdzięczność jest gorsza niż kradzież. I na koniec dopowiem, że dobro i zło należy pamiętać. Dobro, ponieważ wspomnienie, że kiedyś nam je wyświadczono, uszlachetnia nas. Zło, ponieważ od chwili, w której je nam wyrządzono, spoczywa na nas obowiązek odpłacenia za nie dobrem”.
A może zatem wynika z tego, co wyżej powiedziano pewna konkluzja, iż oczekiwać oznak wdzięczności, to tracić przyjaciół i stwarzać przyjemność wrogom. Czyniąc dobrze, siejemy niewdzięczność! A wdzięczność szybko się starzeje.
Amicus